Kobieta za kierownicą

  Trucking girl.  Z Iwoną Blecharczyk, najbardziej znaną kobietą kierowcą ciężarówki w Polsce rozmawia Jacek Dobkowski.

Jacek Dobkowski: – Czy jest jakieś pytanie, którego dziennikarze jeszcze Pani nie zadali?

Iwona Blecharczyk: – Jeżeli takowe jest, to sama go jeszcze nie odkryłam.

JD: – Czym zajmuje się Pani podczas przerw w podróży?

IB: – Aktualnie pracuję nad zagospodarowaniem swojego czasu na nowo. Dawniej czytałam książki lub zwiedzałam. W nowej firmie charakter pracy jest już całkiem inny, co więcej nie jeżdżę już sama a w teamie, tak więc czas wolny spędzam z kolegami oglądając filmy, grając w karty, czy przygotowując wspólnie jedzenie. 

JD: – Czy ćwiczy Pani w podróży, tak jak np. na Stacji Mercedes w Warszawie? Czy na parkingach jest infrastruktura? A jeśli nie ma, jak kierowca może bez przyrządów nieco się poruszać?

IB: – W Polsce bardzo często na parkingach spotykam siłownie Truckers Life, więc zawsze poświęcam jakieś 10 minut na rozciągnięcie się. Niestety, w mojej pracy zdecydowana większość postojów wypada na farmach wiatrowych, w szczerych polach, gdzie ciężko nawet o toaletę. W takim miejscu pozostaje inwencja kierowcy. Wystarczy nawet kabina by rozciągnąć klatkę piersiową i wzmocnić mięśnie kręgosłupa.

JD: – Co było najtrudniejszego po przejściu na „gabaryty”?

IB: – Zmiana sposobu myślenia na zdecydowanie bardziej praktyczny. Co więcej, ta praca jest bardziej wymagająca fizycznie i psychicznie. Po załadunku nie odpoczywa się za kierownicą, ale cały czas koncentruje nad tym, co dzieje się na drodze, szuka się potencjalnych przeszkód i zagrożeń.

JD: – Czy zdarzały się Pani naprawy na trasie, np. samodzielna wymiana koła?

IB: – Nie, jak dotąd miałam dwa kapcie i to w poprzedniej firmie, gdzie ciężarówki nie były wyposażone w koła zapasowe, a kierowca był „skazany” na serwis w takich wypadkach. Przeważnie jeżdżę w miarę nowymi ciężarówkami i najgorsze co mnie spotkało to zamiana żarówki czy przewodu pneumatycznego.

JD: – Jeździła Pani kilkoma markami ciągników. Czym one różnią się w praktyce?

IB: – Tak naprawdę poznałam tyko trzy marki. Każdy ciągnik miał w sobie coś, co spodobało mi się. Kiedyś najbardziej liczyła się dla mnie przestrzeń w kabinie, teraz gdy jeżdżę w transporcie specjalistycznym bardzo ważna jest  skrzynia biegów i to, jak auto radzi sobie w ciężkim terenie. Jedne ciągniki dają świetnie radę, z innymi trzeba się męczyć.

JD: – Co dalej? Własna firma, studia, czy jeszcze coś innego?

IB: – Dalej ciężarówki w USA. Gdy już objadę Stany, mam zamiar założyć rodzinę i własny business. Jaki? Mam na myśli kilka opcji, czas pokaże.

JD: – Gdy została Pani kierowcą, kto był tym najbardziej zdziwiony, rodzina, znajomi?

IB: – Wszyscy. Jedni bardziej, inni mniej. Większość twierdziła, że się do tego nie nadaję i szybko wymięknę. Chyba najbardziej zdziwieni byli wtedy, gdy zobaczyli, że daję sobie dobrze radę i wcale nie zamierzam rezygnować ze swojej pracy.

JD: – Czy są takie momenty, że chciałby to Pani rzucić i zająć się czymś innym?

IB: – Oczywiście. Ten zawód jest bardzo specyficzny i wymaga poświecenia. Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie marnuję tu życia. Ale to zdarza się bardzo rzadko, a ja nie widzę siebie w innym zawodzie.

JD: – Zna Pani inne Polki prowadzące duże ciężarówki?

IB: – Oczywiście. Znam sporo dziewczyn, które jeżdżą zawodowo. To już na szczęście nic dziwnego.

JD: – Dziękuję, szerokości!

 

T&M nr 10-2015

TekstŁ Jacek Dobkowski